I jak IMIĘ, czyli o tym, jak to samo imię nosi święty, co torunian od głodu uratował, jak i (nie)święty, co się na indeksie ksiąg zakazanych znalazł









Co ma wspólnego św. Mikołaj od prezentów z toruńskim Mikołajem, który wstrzymał Słońce i poruszył Ziemię? Oczywiście, są imiennikami! Imię Mikołaj pochodzi z greki: nike – „zwyciężać” i laos – „lud” i zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku można śmiało powiedzieć, że imię to jest znamienne. Pierwszy z wymienionych odniósł zwycięstwo nad głodem, czym zasłużył sobie na dozgonną wdzięczność ocalałego ludu Torunia (tak, tak, torunianie nie byliby sobą, gdyby legendę o św. Mikołaju nie potraktowali po swojemu, czyli po toruńsku), drugi – owinął sobie wokół palca Słońce i Ziemię, każąc jednemu się zatrzymać, drugiej – ruszyć, czym na wieczność przysłużył się ludzkości. Jeden za swoje czyny został uznany świętym, drugi wręcz przeciwnie – trafił na czarną listę ówczesnego Kościoła i o świętości mógł sobie tylko pomarzyć.

Skąd w Toruniu wziął się św. Mikołaj? Ano dzięki fantazji torunian. Legenda toruńska, a jakże!, przypomina rozliczne podania na temat Mikołaja – biskupa greckiego miasta Mira, słynącego z wielkiej szczodrobliwości – które rozpowszechnione zostały dzięki „Złotej legendzie” Jakuba de Voragine, a doprawione były sporą dawką fantazji. Tam też Mikołaj, późniejszy święty, przestawiony był jako potomek zamożnych rodziców, który postanowił rozdać odziedziczony majątek wśród najbardziej potrzebujących. Od tego momentu Mikołaj zbliżał się coraz bardziej do świętości, by po śmierci wreszcie nim się stać, a przy okazji zostać uznanym za etatowego roznosiciela prezentów.

Torunianie postanowili odrobinę, a właściwie bardzo spolszczyć historię biskupa Mikołaja. Według toruńskiej legendy dawno, dawno temu, w czasach złotego wieku miasta, kiedy to gród Kopernika kwitł i bogacił się, nikomu nawet do głowy nie przyszło, że może nadejść klęska głodu. A jednak nastąpił rok wielkiego nieurodzaju. Zabrakło chleba, bo i zabrakło mąki. Wydano ostatnie zboże ze spichlerzy z przeznaczaniem na wypiek chleba, ale to nie starczyło nawet na kilkanaście dni. Nadszedł grudzień i adwent. Torunianie musieli obejść się smakiem, bo tym razem nie było nie tylko wypiekanych o tej porzewybornych pierników, ale też ani kromki chleba. W obliczu widma śmierci głodowej zwrócilio pomoc do biskupa toruńskiego – Mikołaja. Ten przykazał im modlić się i… czekać na cud. Jak łatwo się domyślić, cud zdarzył się szybciej, niż myślano. Dokładnie 6 grudnia, w imieniny Mikołaja do toruńskiego portu na Wiśle zawitał statek ze zbożem. Biskup Mikołaj udał się na brzeg rzeki, by prosić załogę statku, by podzieliła się zbożem z głodującymi torunianami. Jednak marynarze, choć współczuli głodującym mieszkańcom, bali się swego chlebodawcy, który przykazał im surowo, by do czasu sprzedaży zboża nie zabrakło ani jednego ziarna. Biskup uspokoił ich, mówiąc tajemniczo, iż jeśli podzielą się z mieszkańcami zbożem, nie ubędzie im ani ziarenka. Marynarze ulegli w końcu prośbom biskupa Mikołaja i podarowali torunianom sporą część zboża, z czego upieczono wiele upragnionych bochenków chleba. W ten oto sposób biskup Mikołaj ocaliłToruń przed śmiercią głodową. Kiedy zaś marynarze opuścili miasto i dotarli do portu przeznaczenia, ze zdziwieniem zauważyli, że na statku nie brakuje ani jednego worka zboża. Załoga, szczęśliwa z takiego obrotu spraw, zaczęła rozpowiadać, co zaszło 6 grudnia w Toruniu, a o biskupie Mikołaju stało się głośno. Zaczęto nawet mówić o nim jako o świętym. Wieść o biskupie i jego cudach obiegła świat i odtąd  ludzie na całej kuli ziemskiej na pamiątkę niezwykłych toruńskich wydarzeń właśnie 6 grudnia zaczęli obdarowywać swoje pociechy słodyczami. Oczywiście, w przypadku torunian są to, rzecz jasna,toruńskie pierniki.
Po wielu, wielu latach, kiedy powstało miasto Podgórz (dziś dzielnica Torunia na lewym brzegu Wisły), jego mieszkańcy –wciąż pamiętający o biskupie Mikołaju – który ocalił Toruń przed śmiercią głodową, umieścili w swoim herbie postać świętego, trzymającego w lewej ręce pastorał, a w prawej – trzy złote kule. Próżno jednak szukać dziś w Toruniu kościołów pod wezwaniem św. Mikołaja. Katolicki kościół św. Mikołaja i klasztor dominikanów w Toruniu wzniesiono w 1334, a rozebrano w I poł. XIX w. W grodzie Kopernika mieści się dziś tylko jedna prawosławna cerkiew pw. św. Mikołaja Cudotwórcy przy ul. Podgórnej 69. Swego czasu istniała za to… Kancelaria św. Mikołaja, która mieściła się wcale nie w Laponii, ale w Piernikarni Toruńskiej przy Placu. Św. Katarzyny 9.
Każdego roku w okolicach 6 grudnia można na ulicach Torunia spotkać najprawdziwszego św. Mikołaja. I to nie jednego. A właściwie setki, tysiące  Mikołajów! A wszystko za sprawą Półmaratonu Świętych Mikołajów organizowanego przez Stowarzyszenie Kultury Fizycznej Maraton Toruński. To najprawdopodobniej największa mikołajkowa impreza biegowa na świecie. Jednego dnia tysiące osób ubranych w czapki św. Mikołaja i czerwone koszulki biegną dla dzieci z domów dziecka z regionu kujawsko-pomorskiego. Biegowi towarzyszy akcja charytatywna, podczas której zbierane są świąteczne prezenty od uczestników, przekazywane później domom dziecka oraz dzieciom z biednych rodzin. W 2014 r. odbyła się dwunasta już edycja biegu świętych o ciepłych nogach. Wystartować w biegu może każdy, kto chce pomóc i… czuje się na siłach. Tak więc, jeśli chcecie zobaczyć na żywo nie jednego, a tysiąc świętych Mikołajów (i nie będzie to miało nic wspólnego z kłopotami ze wzrokiem), wybierzcie się na Mikołajki do Torunia. Możecie zabrać buty do biegania i worek prezentów i… też stać się świętym.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o toruńskich świętych Mikołajów. Czas przejść do (nie)świętego Mikołaja, który zamiast na aureolęzasłużył sobie – według współczesnego mu Kościoła –  na… rózgę. Zanim jednak wiekopomne dzieło nieświętego Mikołaja Kopernika „O obrotach ciał niebieskich” („De revolutionibus orbium coelestium) znalazło się na Indeksie Ksiąg Zakazanych, przeszło długą drogę od „ochów” i „achów” przez potępienie w czambuł do glorii chwały. Ale po kolei.
Pierwszy zarys teorii heliocentrycznej przedstawił Kopernik około 1510 r. w rozprawie znanej pod tytułem „Commentariolus”, która –co prawda –nie ujrzała światła dziennego w postaci drukowanej, ale w obiegu funkcjonowała w postaci odpisów, z których dwa znaleziono dopiero w XIX w. Tworzenie wiekopomnego dzieła – zakładającego, żeZiemia kręci się nie tylko wokół Słońca, ale i wokół własnej osi – powstawało w latach 1514 – 1533. W 1514 r. zaczęto spisywać księgę, by całość – jako że dobra nowina lotem błyskawicy dotarła także do Rzymu – przedstawić w 1533 r. ówczesnemu papieżowi – Klemensowi VII.
Co ciekawe, teoria Kopernika spotkała się wówczas z przychylnością Kościoła, bo otrzymał on nawet jakiś czas później,czyli w 1536 r. list od kardynała Nikolausa von Schönberga, w którym kardynał ów zachęcał go nie tylko do opublikowania dzieła, ale i do przesłanie kopii do Rzymu. Dopingował Kopernika także profesor matematyki uniwersytetu w Wittenberdze Georg Joachim von Lauchen, zwany Retykiem (Rheticus), wielki entuzjasta jego teorii, nie tylko pomagając mu w obliczeniach, ale i nakłaniając go do wydania dzieła. Sam zresztą sporządził krótki jego opis i wydał go w Gdańsku. Zapoczątkował tym, niestety, lawinęnieporozumień, ponieważ zabrany – za zgodą Kopernika – odpis autografu jego dzieła (z myślą o druku w Norymberdze) wpadł w ręce protestanckiego teologa Andreasa Osiandera, który to – tym razem bez wiedzy toruńskiego astronoma –przedmowę torunianina zastąpił własną.Wynikało z niej, że teoria Kopernika to jedynie hipoteza, a nie pewnik. Żeby było zabawniej, nie podpisał się pod nią własnym nazwiskiem, co sugerowało, że sam Kopernik poddaje w wątpliwość wiarygodność własnych badań. Co innego przecież mówił list dedykacyjny do papieża, skreślony tym razem ręką samego Kopernika, a wydrukowany na początku tego samego woluminu…Hipoteza brzmiała jednak lepiej niż teza, a co za tym idzie nie stała już tak bardzo wopozycji do doktryny Kościoła, czego zapewne obawiał się Osiander. Tym bardziej że stosunki między katolikami i protestantami stawały się wtedy coraz bardziej napięte. Niemniej jednak, dzieło dedykowane jednemu papieżowi innemu papieżowi zaczęło przeszkadzać…
Księga, która zrewolucjonizowała nauki przyrodnicze, ukazała się w 1543 r. w Norymberdze, czyli w roku śmierci astronoma (nie jest do końca pewne, czy Kopernik zobaczył je na własne oczy na łożu śmierci) pod tytułem „De revolutionibus orbium coelestium”. Czy faktycznie taki tytuł dał Kopernik swemu dziełu? To pozostanie zagadką. W rękopisie Kopernika brak bowiem karty tytułowej. Po śmierci Retyka rękopis Kopernika przechodził przez wiele rąk, by w końcu znaleźć sięw Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie. W 1616 r. dzieło „O obrotach ciał niebieskich” trafiło na Indeks Ksiąg Zakazanych, czyli do kościelnego rejestru publikacji, których nie tylko czytanie, ale i samo posiadanie było zabronione pod groźbą ekskomuniki. Ciekawe, że wcześniej nikomu nie przeszkadzało…

Kopernik i jego teoria stawały się jednak coraz bardziej popularne, zwłaszcza pospaleniu w 1600 r. Giordana Bruna, zwolennika i propagatora kopernikańskiego modelu wszechświata, który wolał spłonąć, niż zaprzeczyć tej teorii.Kiedy jednak astronom Galileusz odkrył podczas obserwacji Jowisza obiegające planetę księżyce i na dodatek postanowił się tym pochwalić (potwierdzając tym samymteorięKopernika), tego już było dla Kościoła za wiele.Ówczesny papież Grzegorz XV wraz ze Świętą Inkwizycjąprzyjrzał się bliżej pracy torunianina. Jak już sięprzyjrzano, to stwierdzono, że teorie te są jawnie heretyckie i stoją w opozycji do Pisma Św. Galileuszowi zamknięto usta dożywotnim aresztem domowym, Kopernika odsądzono od czci i wiary, aksięga „De revolutionibus…” z miejsca znalazło się na Indeksie. Los bywa jednak przewrotny i dzieło torunianina zaczęło cieszyć się coraz większą popularnością.Jak powszechnie wiadomo, zakazany owoc smakuje najlepiej, więc Indeks zrobił – paradoksalnie wiele dobrego Kopernikowi.  I choć kolejne odkrycia naukowe potwierdziły, żetoruński astronom miał rację, z Indeksu księga została usunięta dopiero w 1828 r. decyzją papieża Piusa VII. Jednak aż do 1835 r. każdy katolik w Polsce mógł być ekskomunikowany za czytanie lub choćby posiadanie na półce dzieła Kopernika. Na szczęście, całegotego zamieszania Kopernik już nie doczekał… A wszystkie edycje „O obrotach ciał niebieskich”–w tym trzy najstarsze, czyli norymberskie z XV w. –wraz z drukami rozwijającymi koncepcje torunianina znajdziemy dziś w Książnicy Kopernikańskiej oraz Domu Kopernika w Toruniu.

I to właśnie imię tego odsądzonego od czci i wiary, a nie św. Mikołaja patronuje wszystkiemu, co tylko możliwe w Toruniu. I nie tylko w Toruniu. W mieście  astronoma jego imię nosi: uniwersytet, szkoły, szpital miejski, ulica,instytucje naukowe, fabryka cukiernicza, najstarsza spółdzielnia mieszkaniowa, biblioteka, festiwal chóralny i wiele, wiele innych. A w Polsce? Na świecie? A nawet wszechświecie? Proszę bardzo! Radziecko-polski satelita „Kopernik 500”, amerykański satelita „OAO-3 Copernicus, planetoida nr 1322 (odkryta w 1934 r.),kratery na Księżycu i Marsie, Port Lotniczy Wrocław-Strachowice im. Mikołaja Kopernika, statek pasażerski MF „Kopernik” , okręt hydrograficzny OBR „Kopernik”, pociąg dalekobieżny „Kopernik”, samolot PLL LOT Ił-62 „Mikołaj Kopernik”, pierwiastek chemiczny Copernicium (Cn), Centrum Astronomiczne im. Mikołaja Kopernika Polskiej Akademii Nauk, Centrum Nauki „Kopernik” w Warszawie i z pewnością wiele innych, o których być może jeszcze nawet nie wiemy.


Co jeszcze nosi imię Mikołaja, co wstrzymał Słońce a poruszył Ziemię?Piwo z Browaru Amber w Bielkówkuna Pomorzu, wódka Toruńskiej Fabryki Wódek, pierniki, różawyhodowana w 1969 roku przez Bolesława Wituszyńskiego, powojnik i odmiana tulipana.
W ten sposób najpopularniejszego toruńskiego Mikołaja można śmiało posmakować i… powąchać.

1 komentarz:

  1. Ten blog naprawdę jest bardzo ciekawy dla każdej osoby. Takie jest moje bardzo skromne zdanie na ten cały temat.

    OdpowiedzUsuń