Kogo można spotkać, spacerując po
Toruniu? Na przykład… smoka. Albo Kargula i Pawlaka. Albo średniowieczną
przekupkę. Albo osła. Ale nie tego ze „Shreka”, więc nie ma co liczyć na to, że
przemówi. Gród Kopernika potrafi zadziwić galerią osobliwości. Z każdą jednak
wiążę się osobna historia, którą warto poznać, zanim zaczniecie się dziwić,
dlaczego na ścianie wisi but, a na ławce siedzi przekupka z brązu. No, i czemu
wszyscy łapią pieska z kapeluszem w pysku za ogonek.
Zacznijmy jednak od smoka. Ma
swojego smoka Kraków, ma go i „Kraków Północy”, czyli Toruń. Siedzi sobie
spokojnie pod kamienicą przy ul. Przedzamcze i nikogo nie straszy, bo jest…
ceramiczny. Budzi za to ciekawość, bo wszyscy się zastanawiają, czy tego
właśnie smoka widziała pewna para, której zeznania – jak donoszą archiwalia–
spisano i dołączono do nich nawet rysunek bestii. W 1746 r. mistrz ciesielski
Johann Hieronimi oraz Katharina Storchin, żona pewnego miejskiego wojskowego,
zeznali, że widzieli… smoka.Miał on mieć 2 m długości (3,5 łokcia) i
przypominać latającego węża albo jaszczurkę. Ponoć pojawić się miał dwukrotnie
na jednej z ulic nad Strugą Toruńską, po czym odlecieć… nad zamek krzyżacki.
Katharina zeznała również, że podobnego smoka widziano 30 lat wcześniej w
ogrodzie toruńskiego burmistrza Kazimierza Leona Schwerdtmanna. No, cóż… W
żaden sposób nie udało się potwierdzić tych zeznań. A że smok nie porywał
dziewic, nie pożerał mieszczan, nie ział nawet ogniem, dano spokój tym
niebywałym wieściom. Na pamiątkę tego przedziwnegowydarzenia (umówmy się, że wierzymy
naszym bohaterom) toruński artysta Dariusz Przewięźlikowski wykonał smoka z
ceramiki, który jest z torunianami do dziś. Czy tak wyglądał legendarny smok?
Trudno powiedzieć, bo oryginał zeznań zaginął. A że dołączony był do nich
również rysunek bestii, wciąż nie wiadomo, jak naprawdę wyglądał ów smok i na
ile ten przy ul. Podzamcze go przypomina.
Trochę mniej niewiarygodna historia
wiąże się z kolejną osobliwością Torunia – mosiężnym osiołkiem, który od 2007
r. stoi sobie spokojnie na Rynku Staromiejskim, tuż przy zbiegu ulic:
Żeglarskiej i Szerokiej. Niestety (a może i „stety”), nie ma nic wspólnego ani
z Kłapouchym z „Kubusia Puchatka”, ani z osiołkiem ze „Shreka”. Nie marudzi i
nie zamęcza swoim gadulstwem, bo… nie mówi. Bo też nie ma się czym chwalić.
Jego rola w średniowiecznym Toruniu była wyjątkowo niewdzięczna. Osiołek był
bowiem… pręgierzem, gdzie wymierzano kary fizyczne. Mało tego, od XVII w. do
XVIII w. niesłychanie popularną karą było sadzanie delikwenta na drewnianą
figurę osła, którego grzbiet był „wymoszczony” blachą. Jego nogi obciążano
ciężarkami, co sprawiało, że blacha , delikatnie mówiąc, uwierała go niebywale
w siedzenie. Oczywiście, nie mówiąc już o wstydzie, jakiego musiał się najeść
podczas publicznej kary. Dlatego warto, aby każdy, kto zechce sobie zrobić
pamiątkowe zdjęcie na ośle, pamiętał o tym, że nie siadano tam dla własnej
przyjemności.
Inny osioł, który nie został w żaden
sposób przez torunian upamiętniony, był osłem, który służył do wymierzania
zupełnie innej kary. Toruńska Kępa Bazarowa, czyli wyspa
przy lewym brzegu Wisły w toruńskiej dzielnicy Rudak, oddzielona od lądu
tzw. Małą Wisłą zwana była w XVI-XVII Małpim Gajem, a to
dlatego, że wypędzano na nią nierządne kobiety z Torunia. Ubraną w wieniec ze
słomy delikwentkę sadzano tyłem na ośle i wywożono na wyspę. Temu osłu nikt
jednak pomnika nie wystawił…
Do przyjemniejszych toruńskich
osobliwości należy z pewnością zaliczyć psa Filusia. Na Rynku Staromiejskim,
niemal u zbiegu Szosy Chełmińskiej i ul. Szewskiej stoi sobie oparty o słup
parasol prof. Filutka, a obok siedzi czekający na niego jego wierny pies,
trzymający w pysku melonik profesora. Piesek ów jest żywcemwyjęty z komiksu toruńskiego satyryka i
rysownika Zbigniew Lengrena, którego historia o profesorze Filutku i jego
piesku ukazywały się przez ponad 50 lat w „Przekroju”. W 2005 r.,w 86. rocznicę
urodzin Lengrena odsłonięto pomnik słynnego psa Filusiaw towarzystwie melonika
i parasola prof. Filutka, który od tamtej pory upamiętnia twórczość niezwykłego
torunianina.Z toruńskim Filusiem wiąże się sympatyczny przesąd: potarcie go
przynosi studentom szczęście na egzaminach, a pozostałym… po prostu szczęście.
Nie powinny też nikogo spacerującego po toruńskiej starówce
dziwić dwie osobliwe panie: Piernikarka stojąca z koszem pierników u zbiegu
ulic: Małe Garbary i Królowej Jadwigi, ani też Przekupka, która przycupnęła na
ławce obok dawnego zboru ewangelickiego na Rynku Nowomiejskim. W końcu nikt tak
jak one nie przywoła średniowiecznych tradycji grodu Kopernika. Piernikarka o
wyjątkowo ciekawym, bo zielonym kolorze,której „ojcem” jest Tadeusz Porębski
(autorem alei gmerków przy ul. Żeglarskiej oraz alei herbów miast hanzeatyckich
na toruńskim deptaku), pojawiła się w Toruniu w 2011r. i upamiętnia największą
toruńską piernikarnię, którą Gustaw Weese otworzył w 1751 r. w kamienicy przy
Małych Garbarach. Z kolei Przekupka z brązu, która pojawiła się w tym samym
roku co Piernikarka, siedzi sobie spokojnie na ławce przy dawnym zborze
ewangelickim, trzymając za pazuchą gęś i dzierżąc wagę i koszyk z wypadającymi
zeń jajkami, a przy pasku mając sakwę z groszem. Jej „ojciec”, artysta Maciej Jagodziński-Jagenmeer (jest
i „matka”, żona Jagenmeera – Aneta) chciał podkreślić w ten sposób historyczne znaczenie Rynku
Nowomiejskiego jako miejsca handlu.
Skoro jesteśmy już na Rynku Nowomiejskim,
nie sposób nie zwrócić uwagi na kolejną osobliwość – żeliwny wózek, który…
wygrywa melodię. To wózek z filmu „Prawo i Pięść”, który nawiązuje do kręconego
w tym miejscu filmu w reżyserii Jerzego Hoffmana z 1964 r. Jest on zresztą
opatrzony inskrypcją upamiętniającą twórców filmu. Wózek autorstwa pary
poznańskich artystów – Karola Furyka i Małgorzaty Więcławskiej (zwycięzców
konkursu ogłoszonego przez Toruń), który wypełniony jest po brzegi dobytkiem
przesiedleńców z filmu Hoffmana, stanął na Rynku Nowomiejskim w 2008 r.Przy
jego odsłonięciu nie mogło zabraknąć reżysera filmu Jerzego Hoffmana oraz
Magdaleny Zawadzkiej, wdowy po Gustawie Holoubku, odtwórcy głównej roli w
filmie „Prawo i pięść”. Jeśli będziecie mieć szczęście, usłyszycie melodię „Nim
wstanie dzień” odgrywaną z czeluści wózka, czyli z… pozytywki (więcej: X jak X
MUZA).
Idąc ulicą Mostową z kolei, nie zdziwcie
się, jeśli zobaczycie na ścianie jednego z budynków… but. I to nie byle jaki
but, bo Sławomira Mrożka. But jest przytwierdzony na fasadzie budynku u zbiegu
ulic: Szerokiej i Mostowej z tkwiącym w nim cytatem z „Dziennika” Mrożka.
Dariusz Przewęźlikowski, autor ceramicznego buta, musiał się nieźle napatrzeć
na obuwie pisarza, bo but jest identyczną kopią jednego z butów Sławomira
Mrożka, w których to zwiedzał starówkę w 2006 r.,kiedy przyjechał odebrać
Nagrodę Miast Partnerskich Torunia i Getyngi im. Samuela Bogumiła Lindego.
Mrożek zaszczycił swą obecnością toruńską starówkę i bar „Miś”, gdzie złożył na
ścianie swój autograf, po czym wyjechał, zostawiając na pamiątkę but, który jak
wciąż przypomina torunianom o specyficznym poczuciu humoru Mrożka.
Inną sympatyczną osobliwością jest Pawlak i
Kargul, których można spotkać w Toruniu, i to ciągle w tym samym miejscu, a
mianowicie przy ul. Czerwona Droga, kilka minut od toruńskiej starówki, gdzie
zamarli w niemym (i to dosłownie!) zdziwieniu i zachwycie, wpatrując się jak
urzeczeni w … mulitpleks. Bohaterowie popularnej filmowej trylogii: „Sami
swoi”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć” Sylwestra Chęcińskiego, odlani z
brązu, naturalnej wielkości, stoją sobie tak, jak ich toruński artysta Zbigniew
Mikielewicz w 2006 r. postawił, a znany satyryk Jan Pietrzak odsłonił. Stoją i
przypominają o tym, że dziwić się jest rzeczą ludzką, a dopóki dziwić się
będziemy, dopóty będziemy ciekawi tego, co możemy spotkać na swojej drodze.
Także podczas wizyty w Toruniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz