N jak NIEWIASTY, czyli która torunianka pozowała Witkacemu, a która została jedyną kobietą desantowaną do okupowanej Polski, bo… nie było więcej miejsca w samolocie


Skoro już ustaliliśmy, że Kopernik nie była kobietą (a przynajmniej naukowo nie udowodniono tego, że była) i nie można go uznać z najsłynniejszą toruniankę, trzeba poszukać innych znanych mieszkanek Torunia. A tych jest całkiem sporo. Zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, żeniemal połowa mieszkańców grodu Kopernika to kobiety. Aż dziw bierze, że wśród Honorowych Obywateli Miasta Torunia znalazły się tylko trzy. Ale za to jakie! Pionierka pedagogiki specjalnej Wanda Szuman, astronom prof. Wilhelmina Iwanowska i gen. Elżbieta Zawacka – jedyna kobieta wśród cichociemnych. A przecież to tylko wierzchołek góry lodowej.
A Janina Awgulowa? Pedagog i konspiratorka AK, na którą wydano dwukrotnie wyrok śmierci i której życie uratowały dzieci, ostrzegające ją, kiedy ukrywała się przed gestapo i która postanawiała im się w przyszłości odwdzięczyć, zakładając istniejący do dziś Teatr Lalek „Zaczarowany Świat” przy Szosie Chełmińskiej 226. Upamiętnia ją dziś tablica na budynku Przedszkola nr 8 przy ul. Chabrowej 8.
A aktorki toruńskie? Grażyna Szapołowska, Małgorzata Kożuchowska oraz aktorki młodego pokolenia – Olga Bołądź oraz Magdalena Czerwińska, których nie trzeba dziś nikomu przedstawiać.
A śpiewaczka Stefania Toczyska,pianistka Regina Smendzianka, skrzypaczka Anna Maria Staśkiewicz i… na pewno jeszcze wiele, wiele innych, o których na pewno – jeśli już nie usłyszeliśmy – to jeszcze usłyszymy.
Tyle tylko, że nie wszystkie dziś mają swoje tablice, ulice, instytucje albo pomniki. No, może z wyjątkiem jednej torunianki, która ma to wszystko. Mowa o gen. Elżbiecie Zawackiej, która nie dość, że ma swoją tablicę i swój pomnik, to jeszcze jej imieniem nazwano muzeum i drugi most w Toruniu. Jak to się stało? Bo drugiej takiej ze świecą szukać, toteż Toruń jest z niej bardzo dumny. Tym bardziej że mogłabym swoim życiorysem obdzielić co najmniej kilka osób.
Torunianka z krwi i kości. Przyszła na świat w grodzie Kopernika, kiedy ten był jeszcze pod zaborem pruskim. Ukończyła matematykę na Uniwersytecie w Poznaniu, bo w Toruniu uniwersytet Mikołaja Kopernika nie był jeszcze nawet w planach. Tam też studiowała pod kierunkiem późniejszych twórców maszyny deszyfrującej kody niemieckiej „Enigmy”. Jako studentka zetknęła się z działalnością organizacji „Przysposobienie Wojskowe Kobiet” (PWK), a po studiach sama prowadziła zajęcia z przysposobienia obronnego dla kobiet, (przeszkolenie kobiet na wypadek wojny) na przemian z działalnością pedagogiczną. Kiedy wybuchła II wojna światowa, jak na kobietę przystało, wraz z Kobiecym Batalionem Pomocniczej Służby Wojskowej walczyła w obronie Lwowa. Bojąc się o rodzinę, wróciła z czasem na Pomorze.  Zew walki wziął jednak górę i Zawacka wstąpiła do Służby Zwycięstwu Polsce (SZP), by pod pseudonimem „Zelma” tworzyć struktury konspiracyjnej organizacji na Śląsku. W Związku Walki Zbrojnej kierowała z kolei jego łącznością w Okręgu Śląskim. Już jako „Zo” do zadań specjalnych zaczęła pracować w Wydziale Łączności Zagranicznej Komendy Głównej Armii Krajowej „Zagroda”, by z czasem stać się zastępcą szefa „Zagrody”. Wtedy właśnie AK zobaczyło w niej idealną emisariuszkę. Inteligenta, błyskotliwa i świetnie znająca niemiecki „Zo” stała się kurierem na trasie między Warszawą a Berlinem. Blondwłosą dziewczynę, świetnie władającą językiem niemieckim nie podejrzewano nawet o to, że siedząc sobie spokojnie w przedziale „Nur fuer Deutsche”
jest… Polką. Ponad 100 razy przekraczała granicę z II Rzeszą, przenosząc nie tylko meldunki, ale i walizki pełne dolarów. Nie była to, jak się łatwo domyślić, bezpieczna praca. Życie Zawackiej w tym czasie przypominało najbardziej trzymające w napięciu odcinki „Stawki większej niż życie”. Nie dość, że codziennie podejmowała ryzyko, to jeszcze była nieustannie tropiona przez gestapo. Ratując się przed nimi, musiała uciekać z Krakowa do stolicy, a żeby zgubić „ogon”, wyskoczyła z pędzącego pociągu. W odwecie gestapo aresztowało i zabiło członków jej rodziny. Od tego momentu „Zo”znalazła się na czarnej liście, i to dosłownie, bo został wysłany za nią list gończy.
Zawacka, jako superagentka, została w końcu wysłana jako emisariuszka Komendanta Głównego AK Stefana Roweckiegodo Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Tam miała nie tylko zdać relację z okupowanej ojczyzny, ale także sprawdzić stan łączności między Polską a Londynem. Rozpoczęły się żmudne i niełatwe przygotowania do drogi. Ostatecznie wyruszyła z Warszawy jako Elisabeth Kubica, pracownica firmy naftowej, wioząca zupełnie przypadkiem korespondencję ukrytą w… zapalniczce i trzonku domowego klucza. Niestety, pierwsze podejście do wyprawy do Londynu poniosło porażkę i „Zo” musiała wrócić do Polski.  W lutym 1943 r. ponowiła próbę wyjazdu do Londynu. Czekała ją trudna droga przez Niemcy, Francję, Andorę, Hiszpanię i Gibraltar, gdzie musiała podróżować na tendrze parowozu, przedostawać się przez zaśnieżone Pireneje, wreszcie drogą morską dotarła do Londynu i spotkała się z gen. Władysławem Sikorskim. Tam też – po wykonaniu wszystkich zadań – przeszła, już jako „Elisabeth Watson”, szkolenie spadochronowe, by w nocy z 9 na 10 września wrześniu 1943 r. zostać zrzucona ze spadochronem w ramach akcji „Neon 4” na placówkę „Solnica” we wsi Osowiec. W ten oto sposób stała się jedyną kobietą wśród 316 cichociemnych, czyli żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, którzy podczas II wojny światowej desantowani byli do okupowanej Polski w celu walki z okupantem oraz organizowania i szkolenia polskiego ruchu oporu w kraju. Może i byłoby więcej chętnych, ale podobno… nie było już miejsca w samolocie.
Jak sama opowiadała, śmiała się zawsze do rozpuku na wspomnienie, jak to po wylądowaniu żołnierze AK chcieli rzucić się w jej ramiona, ale kiedy zobaczyli, że pod mundurem cichociemny jest jakoś bardziej zaokrąglony niż reszta, odskoczyli, jak oparzeni. Nikt nie spodziewał się przecież kobiety…
„Zo”,jak na cichociemną przystało, cicho i po ciemku wykonywała swoje zadania, ale pod koniec wojny groziło jej aresztowanie, więc została wycofana z działalności kurierskiej i przeniesiono ją do służby w dowództwie Wojskowej Służby Kobiet. Brała także udział w powstaniu warszawskim, a po jego upadku zeszła do podziemia. Nawiązała łączność z Londynem i zaczęła dostarczać do Szwajcarii pierwsze szczegółowe meldunki o sytuacji w kraju po upadku powstania.
Po wojnie skończyła studia z zakresu pedagogiki społecznej i zaczęła pracować w Państwowym Urzędzie Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego przy Ministerstwie Obrony Narodowej. Po likwidacji urzędu wróciła do działalności pedagogicznej i naukowej. Po uzyskaniu tytułu doktora nauk humanistycznych na Uniwersytecie Gdańskim i otrzymaniu habilitacji wróciła do Torunia, gdzie podjęła pracę w Instytucie Pedagogiki i Psychologii UMK. Niestety, w 1951 r. Zawacka została aresztowana przez UB i skazana na 10 lat więzienia za szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu oraz za działalność na szkodę państwa polskiego. Odsiedziała cztery lata i wróciła do Torunia, gdzie znów zamieniła się w nauczycielkę i naukowca.  Po likwidacji przez SB założonego przez nią Zakładu Andragogiki zdecydowała się odejść na emeryturę.
Jej spora kolekcja medali obejmuje: Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, podwójny Virtuti Militari V klasy, pięciokrotny Krzyż Walecznych i Order Orła Białego. Do tego można dołączyć także zaszczytny tytuł Honorowego Obywatela Miasta Torunia. W 2006 r. została mianowana generałem brygady Wojska Polskiego.W ten sposób torunianka została drugą – po gen. Marii Wittek – kobietą w historii Polski piastującą tak wysokie stanowisko wojskowe.
W 1990 r. z jej inicjatywy powstała Fundacja Archiwum i Muzeum Pomorskie Armii Krajowej oraz Wojskowej Służby Polek w Toruniu, która dziś nosi jej imię i gromadzi pamiątki zebrane także przez „Elizabeth Watson”. Przed jej siedzibą przy ul. Podmurnej 93 stoi (a właściwie siedzi, bo przedstawia siedzącą gen. Zawacką) pomnik upamiętniający dzielną „Zo”.
Ci natomiast, którzy mieszkają dziś przy ul. Gagarina 13 w Toruniu, mogą śmiało powiedzieć, że mieszkają w jednym bloku z gen. Zawacką. Właśnie tam osiedliła się legendarna „Zo”, dlatego też postanowiono upamiętnić ten fakt odpowiednią inskrypcją na budynku.
Ma więc „Zo” swoja tablicę, pomnik, instytucję swojego imienia i swój… most. Drugi most w Toruniu został, co prawda, oddany do użytku w 2013 r., ale już w 2009 r. Rada Miasta Torunia postanowiła nadać mu imię gen. Elżbiety Zawackiej w hołdzie złożonym wybitnej toruniance.
Z kolei wszystkie mole książkowe mogą sięgnąć po książkę Katarzyny Minczykowskiej „Cichociemna. Generał Elżbieta Zawacka „Zo” 1909 – 2009”, która opowiada o tych najsłynniejszych, jak i tych mniej znanych przeżyciach „Zo”. Teatromanisą pewnie ciekawi, czy historia „Zo” przeniesiono na deski teatru. Otóż tak! Monodram „Elizabeth Watson – Cichociemna”, poświęcony postaci Elżbiety Zawackiej, został wyreżyserowany przez Inkę Dowlasz, a w rolę główną wcieliła się toruńska aktorka Teresa Stępień-Nowicka, która gra Kamilę, polską aktorkę mieszkającą w Londynie i dorabiającą jako kelnerka. Kamila, która już dawno zostawiała swoją polskość w Polsce, przygotowując się do nowej roli, poznaje historię życia Zawackiej i zaczyna zmieniać swoje zdanie na temat własnego kraju i swoich relacji z nim. Na dużym ekranie „Zo” jeszcze nie zagościła. Kto wie? Może niedługo to się zmieni. W końcu jej perypetie są niemal żywcem wyjęte ze „Stawki większej niż życie”, a życiorys mógłby posłużyć za materiał na scenariusz. I to niejeden.
A Maria Znamierowska-Prüfferowa?Założycielka i wieloletnia dyrektorMuzeum Etnograficznego, dzięki której może się ono pochwalić ok. 14 tys. zbiorów etnograficznych z terenów północnej Polski, kobieta uwieczniona przez samego Witkacego (dziś portret ten można oglądać, oczywiście po obejrzeniu wszystkich prawie 14 tys. eksponatów, w Muzeum Etnograficznym). Na budynku muzeum wisi dziś upamiętniająca ją tablica.
A Monika Dymska? Przed wojną nauczycielka i szef hufca Organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet, w czasie wojny – członek wywiadu Organizacji Wojskowej „Związek Jaszczurczy” i AK. Pojmana przez hitlerowców zginęła zgilotynowana 25 czerwca 1943 r. w Plötzensee koło Berlina. Pamiątkowa tablica ku czci bohaterskiej torunianki wisi dziś na ścianie domu, w którym mieszkała, czyli przy ul. Pod Krzywą Wieżą.
A Helena Grassówna? Polska tancerka, aktorka teatralna i filmowa, która tylko przed wojną zagrała w siedemnastu popularnych filmach z Eugeniuszem Bodo, Aleksandrem Żabczyńskim, Ludwikiem Sempolińskim, Józefem Orwidem, Antonim Fertnerem czy Adolfem Dymszą. W czasie wojny służyła w jednej ze specjalnych komórek Armii Krajowej i brała udział w powstaniu Warszawskim pod pseudonimem „Bystra”, dowodząc batalionem AK „Sokół”.

A Julie Wolf? Urodzona w Toruniu wybitna graficzka i portrecistka, która utrwaliła na wieczność chociażby Dagny Przybyszewską.

A Lotte Jacobi? Również w Toruniu urodzona fotograficzka, w której obiektywie znalazły się takie sławy jak: Albert Einstein, Tomasz Mann, Marc Chagall czy Eleanor Roosevelt.

A Janina Ochojska? Założycielka i szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej, opozycjonistka i działaczka toruńskiej NSZZ Solidarność, niekwestionowana specjalistka w kwestiach udzielania pomocy i niedoszły… astronom.

A Iwona Chmielewska? Toruńska graficzka i autorka książki picturebooks, z których większość wydawana jest w Korei Południowej, a prawa do nich zostały sprzedane do Chin, Japonii, Portugalii i na Tajwan. Jej książki wielokrotnie nagradzane na najważniejszych konkursach ilustracji na całym świecie.

2 komentarze:

  1. Wielka szkoda że nikt nie dał ani jednego komentarza pod tym wątkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co widzę to na tren blog chyba nie wchodzi dużo osób.Ten blog jest bardzo ciekawy.

    OdpowiedzUsuń