A wszystko
zaczęło się od Bogu ducha winnych mularzy, czyli… murarzy (swoją drogą,
ciekawe, czy wiedzą o tym dzisiejszy murarze…). Tak, tak, sama nazwa wzięła się
od słowa „mularz”, bo trzeba pamiętać, że jeszcze do końca XVIII w. nie było murarzy, a jedynie mularze, czyli
ci, co budowali przy pomocy cegły, kamienia, gliny, wapna i cementu. Wariant
„murarz” był tylko alternatywny. Z czasem jednak „mularz” stał się określeniem
nie tylko rzemieślnika, ale także członka ruchu wolnomularskiego, który wyrósłz
korporacji budowniczych średniowiecznych,zrzeszającychwykwalifikowanych
rzemieślników, głównie mularzy(murarzy)i kamieniarzy. W ten oto sposób powstał
wyjątkowo prestiżowy cech mularzy, który składał się z
rzemieślników-freelancerów, czyli wykonujących na zlecenie możnych katedry i
kościoły. Byli lepiej opłacani, cieszyli się wieloma przywilejami, a że nie
mieli stałej siedziby, mogli swobodnie przemieszczać się w zależności od
zleceń. Jednym słowem byli to wolni mularze, czyli… wolnomularze. Stopniowo
związki mularzy-freelancerów zaczęły zmieniać swój charakter, przeradzając się
w międzynarodowy albo raczej ponadnarodowy ruch jednoczący się wokół idei
solidarności i braterstwa, a stawiający sobie za główny cel samodoskonalenie
jednostki, wymianę myśli i niwelowanie podziałównarodowych i religijnych. Z
czasem, na początku XVIII w. wolnomularze zaczęli się gromadzić w zorganizowane
struktury: bractwa i loże (co ciekawe, masoneria była dość sfeminizowana jak na
tamte czasy, bo istniały także loże skupiające kobiety).
(w 1738 r. papież Klemens XII obłożył nawet masonów ekskomuniką).Nic dziwnego, skoro wolnomularstwo popierało ruchy narodowe, narodowowyzwoleńcze i liberalne, a także opowiadało się za rozdziałem Kościoła od państwa, co (wraz z podejrzeniami o uprawianie magii i okultyzm) sprawiło, że masoni nie cieszyli się zbytnią sympatią hierarchów kościelnych. Pierwszą polską lożą masońską było założone w 1721 r. w Warszawie „Czerwone Bractwo”, które choć – potępione przez papieża – szybko zakończyło swoją działalność, stało się impulsem do tworzenia kolejnych lóż.
Z racji tego że
był to częściowo utajniony ruch, jego członkowie musieli – siłą rzeczy –
posługiwać się szyfrem albo za pośrednictwem rozbudowanejzagadkowej symboliki.
Oczywiście, obrzędy wolnomularskie stanowiły tajemnicę, którą członkowie lóż
masońskich mieli absolutny obowiązek zachowywać, dlatego dziś możemy jedynie
domyślać się, czy symbole, które po sobie zostawili, należą właśnie do nich i
co tak naprawdę znaczą.
Początki
wolnomularstwa sięgają Anglii i Szkocji, ale jako że ruch ten był bardzo
dynamiczny, został przeszczepiony z Wielkiej Brytanii na grunt ogólnoeuropejski
oraz amerykański. Także w obrębie jednego kraju następowało stopniowo scalanie
lóż masońskich w Wielkie Loże.
Przeciw
wolnomularstwu wystąpił bardzo szybko Kościół katolicki
Jedna z nich
mieściła się w Toruniu i całkiem możliwe, że toruńscy masoni zostawili po sobie
niejeden ślad w grodzie Kopernika. Jaki? Trudno do końca powiedzieć, bo
zaznaczyli swoją obecność za pomocą, a jakże!, tajemniczych symboli.
Za pierwszą
toruńską lożę masońską należy uznać powstałą w 1793 r. lożę „Zum Bienenkorb” –
„Pod Pszczelim Ulem” (która w 1829 r. kupiła działkę wraz z kamienicą przy ul.
Łaziennej 18), a za ojców założycieli – torunian o niemieckich korzeniach. W
1792 r. zwrócili się oni do Grosse Landesloge der Freimaurer von Deutschland w
Berlinie (Wielkiej Loży Krajowej Wolnomularzy Niemiec) z prośbą wydanie
pozwolenia na powołania w Toruniu loży, której organizacji miał się podjąć
kanonik z Kościelca koło Inowrocławia – Paul Gottlieb von Pohl. Oczywiście, z
racji tego że Toruń znalazł się chwilę później pod zaborem pruskim, do loży
należało z pewnością wielu braci niemieckich (choć w pierwszych wykazach
członków loży pojawiają się też polskie nazwiska). Loża „Pod Pszczelim Ulem”
zawieszała i odwieszała swoją działalność w zależności od sytuacji politycznej.
W 1885 r. Wielka Loża Krajowa Wolnomularzy Niemiec powołała w Toruniu Lożę św.
Andrzeja (o wyższym stopniu wtajemniczenia) pod nazwą Sedula.
I wojna światowa
była czasem próby na lóż wolnomularskich; większość z nich zdecydowała się na
zakończeniu prac. „Zum Bienenkorb” walczyła jednak uparcie o swoje istnienie i
nawet w 1919 r. zarejestrowała się jako Stowarzyszenie Loge Zum Bienenkorb,
oczywiście „zapominając” dodać, że jest to… organizacja masońska.Sedula nie chciała
być gorsza, toteż podążyła jej śladem i w ten oto sposób obie loże zostały
legalnie (!) zarejestrowane. Loże istniałyby pewnie jeszcze długo, gdyby nie
kolejny czynnik polityczny. Po wojnie nastąpiła masowa emigracja, która
dotknęła także członków lóż. Sedula rozwiązała się pod koniec lat 20. XX w. a
„Zum Bienenkorb” ostatecznie poddała się w 1937 r. Część majątku loży
sprzedano, część rozdano. We wrześniu 1937 r., po likwidacji „Pod Pszczelim
Ulem”, kamienica przy ul. Łaziennej 18 została sprzedana za, bagatela!, 33 tys.
zł mistrzowi rzeźnickiemu – Karolowi Wakarecemu. Ten z kolei przeniósł prawo własności na ówczesny kościół św.
Jana, a sam budynek ofiarował prałatowi ziemskiemu. Obecnie mieści się tu Kuria
Diecezji Toruńskiej. Pod numerem
20 natomiast znajduje się – swego czasu też należąca do loży – kamienica, gdzie
odpoczywał Jan Paweł II podczas swego pobytu w Toruniu 7 czerwca 1999 r. Od
tego czasu kamienica ta nazywana jest „Domem Papieża”.Ciekawe, czy ówczesny
papież wiedział, gdzie spędza czas…
Co dziś pozostało
po masonach toruńskich? Na pewno pamiątki, które można oglądać w Muzeum
Okręgowym. Znajdują się tam dokumenty loży „Pod Pszczelim Ulem”. Niektóre z
pamiątek wolnomularskich (nie tylko z Torunia) to dary samych masonów. Dla
przykłady w XIX w. rodzina Jana Cissowskiego, który był członkiem loży
Albertine zur Vollkommenheit (Albertyna Pod Doskonałością), ofiarowała Muzeum
Towarzystwa Naukowego kilka fartuszków oraz szarfy i oznaki.
Najbardziej
jednak intrygujące, bo niewyjaśnione pozostają wolnomularskie symbole na
toruńskich budynkach. Symbolika masońska, choć nie do końca jednoznaczna,
odwoływała się przede wszystkim do chrześcijaństwa (mimo że, jak pamiętamy,
Kościół odsądzał wolnomularzy od czci i wiary) i gnozy, ale także do symboliki
rycerskiej i… narzędzi dawnych średniowiecznych mularzy wznoszących gmachy
świątyni. W ten sposób rozwiązuje się zagadka kielni, cyrkla oraz młota, które
bardzo często pojawiają się w kontekście symboliki wolnomularskiej, także tej,
której ślady możemy napotkać w Toruniu. W ten sposób masoni odwoływali się do
„budowania” własnej osobowości i duchowości. Jednakże czerpali równie mocno z
tradycji różokrzyżowców, starożytnych misteriów inicjacyjnych, mitów solarnych
i pitagorejskich.
Do
najpopularniejszych symboli należały:
- cyrkiel –
odwołanie do narzędzi mularskich, symbol jednego z Trzech Wielkich Świateł albo sił twórczych Boga i człowieka, ale
również symbol mądrości, wiedzy, rozumu i aktywności oraz miłości braterskiej;
- węgielnica –
nawiązuje do narzędzi murarskich, jest też symbolem równowagi i szczerość;
cyrkiel i węgielnica splecione ze sobą stanowią markowy znak wolnomularstwa, a
w pole pomiędzy nimi zwykle wpisywana była
litera „G”;
- trójkąt, liczba
3 – symbol doskonałości i nauki; trzy kolumny – trzy wartości: wiedzy, piękna i siły;
-
gwiazda –
symbol jasności umysłu, wiedzy;
-
-
oko –
zwłaszcza w trójkącie oznacza Wielkiego Architekta Wszechświata;
- litera „G” – pierwsza litera od grande, grand („wielki”), bądź też nawiązanie do
geometrii oraz greckiego gnosis – wiedza.
Na klasycystycznej elewacji gotyckiej
kamienicy z XV w. przy ul. Łaziennej 18, czyli dawnej siedzibie „Pod Pszczelim
Ulem” można także dziś zauważyć popularną symbolikę masońską, czyli sznury z
chwostami oznaczające jedność braterską członków wolnomularstwa. Zagadką wciąż pozostają symbole na elewacji
kamienicy na rogu ul. św. Jakuba i Piernikarskiej. Są to symbole, które śmiało
można by uznać za wolnomularskie. Znajdziemy tam zarówno głowicę kolumny, jak i
zamkniętą księga, półotwarty cyrkiel przecinający kątomierz oraz gałązki
dębowe. Niestety, żadne źródła nie podają, czy toruńscy masoni mieli tam swoją
siedzibę. Przynajmniej żadne do tej pory odkryte źródła…
Czy toruńscy
wolnomularze faktycznie zostawili swój ślad na kamienicy przy ul.
Piernikarskiej? Póki co, pozostaje to zagadką. Czy zostawili jeszcze jakieś
ślady? Nie wiadomo. Może warto ich poszukać. A nuż, widelec (czy raczej:
cyrkiel i kielnia) uda się komuś wpaść na trop wolnomularskich tajemnic.
Kamienica na rogu Piernikarskiej i św. Jakuba należała do Roberta Tilka działającego w branży budowlanej. Dekoracje na fasadzie nawiązują raczej do profesji właściciela.
OdpowiedzUsuńNie wiemy jednak czy R. Tilk nie był masonem. Jest jeszcze Krasińskiego 44. Z płomienistą gwiazdą (pentagram obleczony w słońce) jak z serialu Nie z tego świata. Kamienica z 1911, a wiec mógł ja wybudować mason.
OdpowiedzUsuńWszedłem po raz pierwszy dzisiaj na ten blog i widzę bardzo dużo ciekawych wpisów.
OdpowiedzUsuń