K jak KRZYŻACY, czyli co wspólnego mają torunianin i pająk krzyżak, gdzie podział się zamek na drzewie i dlaczego Toruń pozazdrościł Pizie i ma własną Krzywą Wieżę

Ojcowie czy wrogowie? A może i ojcowie, i wrogowie? Tak dziś, z perspektywy historii, można nazwać Krzyżaków. Dlaczego? Bo nikt nie zrobił tyle dobrego i tyle… złego dla Torunia co oni. Bez nichToruń nigdy nie pojawiłby się na mapie.Inną sprawą jest to, że założenie Torunia stało się dla Krzyżakówpunktem wyjścia do tworzenia własnego państwa – państwa krzyżackiego. W ten oto sposób ojcowie założyciele zamienili się w najbardziej znienawidzonych wrogów miasta, bo torunianie wcale nie zamierzali kłaniać się w pas rycerzom z krzyżem na plecach, którzy obchodzilisię z mieszkańcami miasta (które sami w końcu powołali do życia) po macoszemu. Ale zaraz, zaraz, skąd w ogóle wzięli się Krzyżacy?
Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, bo tak brzmi pełna nazwa Zakonu Krzyżackiego, był jednym z największych (obok joannitów i templariuszy) chrześcijańskich zakonów rycerskich w średniowieczu,powołanym przez papieża do opieki nad chorymi i pielgrzymami do Grobu Pańskiego w Jerozolimie, a równocześnie – żeby niebyło tak słodko – także do walki z tzw. niewiernymi w czasie wypraw krzyżowych. Początkowo działali w Palestynie, ale trudno było walczyć o wpływy z mającymi kolosalną przewagę muzułmanami, więc wielki mistrz Herman von Salza uznał, że czas przenieśćZakon do Europy, gdzie będzie on miał większe szanse na utworzenie własnego państwa. Tym bardziej że w kręgu zainteresowań „nawracających” ogniem i mieczem rycerzy zaczęłyznajdować się też pogańskie ludy nadbałtyckie, w tym Prusowie. I tak Krzyżacy trafili do Europy, gdzie mniej lub bardziej, ale zawsze konfliktowo próbowali odnaleźć się na nowych terenach.
Początkowo próbowali zadomowić się w węgierskim Siedmiogrodzie, ale król Andrzej II zorientował się szybko, że zatrudnieni do obrony granic rycerze starają się wcielić w życie zasadę „każdy sobie rzepkę skrobie”, jednym słowem uniezależnić się, a co za tym idzie rosnąć w siłę.Wyproszeni z Węgier dali się zaprosić w 1226 r. księciu Konradowi Mazowieckiemu, którego mieli wesprzeć w walce z pogańskimi Prusami i – delikatnie mówiąc – nakłonić ich do poddania się wpływom książąt polskich. Konrad Mazowiecki nie wiedział jeszcze, że przyjął właśnie w swoje progi istnego konia trojańskiego. Przyjaciele  z krzyżem na płaszczach mieli mu bowiemz czasem wbić nóż w plecy. Kiedy tylko otrzymali w dzierżawę ziemię chełmińską – a na dodatek obiecano im, że tereny, które odbiją od Prusów, staną się ich księstwem, będącym jednak lennem książąt mazowieckich – zwarli szeregi, zasilane przez coraz to nowszych rycerzy,po czym nie tylko błyskawicznie podbili ziemie pruskie, ale iw mig stworzyli silne gospodarczo i militarnie państwo.
I tak pewnego pięknego wiosennego dnia Krzyżacy – na razie w liczbie 7 rycerzy z Hermanem Balkiem na czele –stanęli na Ziemi Chełmińskiej na lewym brzegu Wisły. W 1231 r. przeprawili się na jej prawy brzeg i… od tego momentu możemy mówić o początku Torunia. To właśnie w tym miejscu – jako że czasu mieli niewiele, za to niebezpieczeństw czyhających na nichsporo –Krzyżacy założyli zamek… na drzewie. Przynajmniej tak mówi legenda. Niestety, nie ma najmniejszych szans na poznanie całej historii początków Torunia, ponieważ archeologom nie udało się – póki co – odkryć śladów pierwotnej osady. Za to podanie mówiące, że pierwszą siedzibą Krzyżaków była korona olbrzymiego dębu jest wciąż żywe. Także dziś w zbiorach toruńskiego Muzeum Okręgowego można oglądać XVIII-wieczny obraz „Przybycie Krzyżaków na ziemię chełmińską”, który nawiązuje właśnie do tej do legendy, bo przedstawia, i to dosłownie! (jako że jest ilustracją zapisu z XIV-wiecznej kroniki Piotra z Dusburga), lokowanie twierdzy na dębię. Gród krzyżacki Thorun założony wokół wspaniałego dębu-warowni (dziś w okolicy wsi Stary Toruń)otrzymał w 1233 r. prawa miejskie.A zamek na drzewie w dalszym ciągu można oglądać w Toruniu, tyle że w postaci… instalacji w Domu Legend Toruńskich. A czym faktycznie mógł być ów zamek na drzewie? Może jednym z drzew wartowniczych, które znane były w owym czasie na terenach niemieckich. Taka wartownia dawała wiele możliwości, w tym obserwację terenu, błyskawiczną reakcję na zbliżające się niebezpieczeństwo i użycie drzewa jako tymczasowy punkt obronny.Czy tak było rzeczywiście? Pozostają tylko domysły.
Na pewno jednak żadnym domysłem jest kamień upamiętniający miejsce pierwotnej lokacji Torunia w 1231 r. i nadania praw miejskich w 1233 r., który można sobie obejrzeć we wsi Stary Toruń. Stoi sobie spokojnie obok remizy, na której ścianie widnieje malowidło dwóch krzyżackich rycerzy w koronie dęby. Nie ma jednak co łudzić się, żerozłożysty dąb rosnący za obeliskiem to ten sam albo chociaż spokrewniony z tym, na którym Krzyżacy zbudowali zamek, bo faktycznapierwotna ich siedziba znajdowała się około 800 metrów dalej w kierunku Wisły. Dlaczego akurat w tym miejscu Krzyżacy postanowili zbudować swoje imperium?  Jak nie wiadomo o co chodzi, to zwyklechodzi o pieniądze. I tak też było w tym przypadku. Nadwiślańskie położenie Toruniabardzo odpowiadało Krzyżakom. Żyzne gleby ziem kujawskich i Ziemi Chełmińskiej, przeprawa przez rzekę na starym szlaku z Kujaw i Śląska, którą kupcy udawali się nad południowo-wschodni Bałtyk po bursztyn… Czegóż chcieć więcej?
Jak byśmy się przed tym nie bronili, historia pokazuje nam, że Toruń zawdzięcza swoje powstanie i pierwsze lata rozwoju Zakonowi Krzyżackiemu. A że sprawni byli organizacyjnie i administracyjnie, Toruń rósł w siłę. Z powodu licznych powodzi w 1236 r. miasto przeniesione został w górę Wisły, a więc tam, gdzie dziś położony jest Toruń, a w 1264 r. nadano także prawa miejskie drugiej osadzie – Nowemu Miastu, które od wschodu sąsiadowało ze Starym Miastem. W 1454 r. oba miasta połączono. Z pomocą ludności autochtonicznej Krzyżacy budowali swoje imperium. Zaczęli, oczywiście, od przygotowania grodu do celów obronnych. Zamek krzyżacki zaczęto wznosić w połowie XIII w. na planie podkowy (składał się z zamku głównego, międzymurza i przedzamczy –północnego, górnego i dolnego). Musiało im to wychodzić całkiem nieźle, skoro jakiś czas po założeniu Torunia udało się rycerzom z krzyżem na plecach odeprzeć ataki oddziałów pruskich oraz księcia pomorskiego Świętopełka. Toruń stał się bardzo ważną twierdzą krzyżacką, a z czasem stał się także komturstwem (składającym się z zamków i przylegających do nich okręgów). Położenie grodu tuż przy granicy miało ogromne znaczenie dla Krzyżaków, i to ze względu na system obronny, jak i na relacje handlowe, a zamek toruński stał się jednym z najważniejszych punktów strategicznych władzy zakonne. Mało tego, toruńscy komturowie przez cały okres istnienia państwa zakonnego byli jednymi z najbliższych doradców Wielkiego Mistrza.
Dziś nie każdy, kto spaceruje po toruńskiej starówce, zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę przechadza się po jednej z największych średniowiecznych twierdz warownych we wschodniej Europie. A wszystko to Toruń zawdzięcza Krzyżakom. Zamek toruński wraz z posiadłościami komturstwa został oddany przez Radę w ręce polskie w sierpniu 1410 r., czyli jakiś czas po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem. Niestety, Toruń stał się równocześnie polem rozgrywki między władzą polską a zakonną. Polskie rządy w mieście (i na zamku) trwały do I pokoju toruńskiego (1 lutego 1411 r.), po czym Toruń wrócił znów pod panowanie zakonne. Tak było do1454 r., kiedy to mający dość krzyżackiego panowania mieszczanie Starego Miasta Toruniaruszyli na zamek. Dali tym samym znak innym miastom pruskim do zbrojnego wystąpienia przeciw Krzyżakom, co stało się tak naprawdępoczątkiem polsko-krzyżackiej wojny trzynastoletniej zakończonej polskim zwycięstwem, dzięki czemu miasto (wraz z całym Pomorzem) zostało przyłączone do Polski. Z atakiem mieszczan na zamek wiąże się pewna znana toruńska legenda.
Na zamku Krzyżacy podejmowali – zapewne piernikami i miodem – dostojnych gości. Nie byli świadomi tego, że w czasie, kiedy oni bawią się w najlepsze, pod zamkowymi murami potajemnie zbierali się już toruńscy mieszczanie, gotowi w każdej chwili zdobyć twierdzę. W kuchni zamkowej rej wiódł zaprzyjaźniony z mieszkańcami miasta kucharz Jordan Warzywoda, który pozostawał w zmowie z gromadzącymi się pod murami mieszczanami. Czekał więc na odpowiedni moment, kiedy zakonnikom głowy opadną od nadmiaru wina i miodu, a on sam da mieszczanom znak, że droga wolna. Kiedy rycerze posnęli, wbiegł na zamkową wieżę, by chochlą dać sygnał do ataku. Jednak ciekawość wzięła górę i kucharz postanowił zostać na wieży, aby pooglądać niezwykłe widowisko, jakim miało być zdobywanie zamku. I faktycznie, mieszczanie w mig sforsowali zamkowe fosy i mury, po czym założyli lont pod wieżę i podpalili!Jak się łatwo domyślić, kucharz Jordan nie zdążył uciec, kiedy nastąpił wybuch i… wyleciał wysoko w powietrze.Poszybował nad miastem i wylądował na Bramie Chełmińskiej. Był w takim szoku i w takim strachu, że spędził tam kilka dni, dopóki nie zdjęli go mieszczanie, świętujący któryś dzień z rzędu zwycięstwo nad Krzyżakami. Dla uczczenia bohaterskiego kucharza, torunianie zawiesili na Bramie Chełmińskiejmetalową chorągiewkę przedstawiającą kucharza z chochlą w ręku. Wisiała tam ona aż do zburzenia Bramy w XIX w. Dziś można ją oglądać w Muzeum Okręgowym w Ratuszu.Inną sprawą jest to, że według pewnego rachunku budowlanego z datą 1520 r. mieszkał w Bramie Chełmińskiej pewien kucharz miejski, który mógł wywiesić chorągiewkę jako… reklamę.
Smutny los spotkałza to sam zamek.Mieszczanie – po odniesionym zwycięstwie nad Krzyżakami – musieli dali upust swej nienawiści do braci zakonnej i zaczęli pustoszyć zamek.  Reszty dokonała Rada Miejska, która postanowiła chuchać na zimno i… rozebrać twierdzę, by przyszła władza (polska albo krzyżacka) nie mogła wprowadzić i utrzymać załogi wojskowej.Zamek od tamtego czasu był wielokrotnie przebudowywany, a poszczególne jego części zyskiwały nowe życie. Do dziś zachowała się jedynie oryginalna część murów i gdanisko – wieża, która pełniła wcześniej funkcję… toalety. W 2007 r. z inicjatywy Gminy Miasta Toruń powstało Centrum Kultury Zamek Krzyżacki przy ulicy o znamiennej nazwie Przedzamcze 3, którego zadaniem jest kulturalne i turystyczne zagospodarowanie terenu ruin zamku krzyżackiego w Toruniu oraz jego otoczenia. Dzięki temu dziś możemy śmiało zwiedzać dziedziniec zamkowy, podziemia i tzw. gdanisko, a także podziwiać wystawy: archeologiczną czy „wina mistrzów”, jak również wziąć udział w pokazie walk rycerskich czy bicia monet,a  przede wszystkim poczuć krzyżackiego ducha.
Nie można jednak pominąć tego, jak wiele dobrego Krzyżacy zrobili dla Torunia. To właśnie za czasów ich panowania Toruń wyrósł na siłę gospodarczą, licząc się – jako miasto – w całej Europie.W1280 r. Toruń został członkiem związku miast handlowych Europy północnej, czyli Hanzy (miasta należące do tego układu popierały się ekonomicznie). Zakon bił także własne monety. Już w 1237 r. w Toruniu istniała już mennica (początkowo mieściła się przy dzisiejszej ul. Mostowej, a później, aż do zamknięcia, przy ul. Piekary), gdzie wybijano srebrne brakteaty i szelągi – podstawowy środek płatniczy na terenie całego państwa krzyżackiego. To właśnie w Toruniu wybito pierwszą monetę z wizerunkiem panującego.
W ślad za sukcesami na tych polach szedł rozwój urbanistyczny, czego doskonałym przykładem są zachowane zabytki. Bez Krzyżaków nie byłoby dziś gotyckich kościołów: śś. Janów, św. Jakuba czy Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, a znane dziś toruńskie hasło „Gotyk na dotyk” nie miałoby racji bytu.

Ale żeby nie było tak różowo, trzeba także pamiętać, że nie wszystkie krzyżackie pamiątki architektoniczne są doskonałe. To właśnie Krzyżakom zawdzięczamy wieżę, której pozazdrościć może Toruniowi włoska Piza. Tak, tak, toruńska wieża także jest krzywa. A z jej krzywizną związana jest, a jakże!, kolejna toruńska legenda. Otóż w czasach panowania krzyżackiego, kiedy na zamku krzyżackim mieszkało zaledwie 12 Krzyżaków, trafił się wśród nichwyjątkowo urodziwy rycerz zwany Hugonem. Nic więc dziwnego, że za przechadzającym się toruńskimi ulicami Krzyżakiem toruńskie panny chętnie wodziły wzrokiem. On zaś upodobał sobie szczególnie jedną z nich. Rzecz jasna, jak to zwykle w legendach bywa, odznaczała się niezwykłą urodą. Rycerz wpadł po uszy. No, i z tego wszystkiego zupełnie zapomniał, że jest nie tylko rycerzem, ale i… zakonnikiem. Dał się ponieść nasz brat Hugon namiętności, toteż stawał się coraz mniej ostrożny podczas schadzek z piękną torunianką w zaułkach miasta. Ich romans wyszedł w końcu na jaw, a wieść o nieobyczajnym życiu brata Hugona dotarła do Rady Miejskiej i komtura. Zastanawiano się długo, jak ukarać naszych zakochanych. Ostatecznie uradzono, że torunianka zostanie skazana na 25 batów wymierzonych publicznie przy bramie św. Jakuba na Nowym Mieście. A co do brata Hugona… Komtur pognębił go okrutnie, każąc wznieść wieżę obronna, która byłaby odchylona od pionu, tak jak odchylone od reguły zakonnej było jego życie. I tak powstała krzywa, odchylona o 1,4 metry od pionu wieża, która stoi po dziś dzień przy ulicy, a jakże!, Pod Krzywą Wieżą 1. I jest przedmiotem kolejnej legendy. To właśnie tutaj można sprawdzić swoją niewinność. Wystarczy stanąć plecami przy murze, wyciągnąć ręce do przodu i…utrzymać tę pozycję przez kilka chwil. Jeśli się to nie uda… No, cóż. Pozostawmy to pytanie bez odpowiedzi.

Po tak przedstawianej historii krzyżackich początków Torunia chyba trudno się dziwić, że torunianie zwani są dzisiaj „krzyżakami”. I raczej im to nie przeszkadza, choć swego czasu był to przydomek uznawany za wyjątkowo pogardliwy. Dlatego też toruński kupiec Leven, bohater książki Tomasza Szlendaka (więcej: Z jak ZBRODNIA), której akcja dzieje się w średniowiecznym Toruniu, oburza się na swoją kochankę, kiedy ta nazywa go Krzyżakiem:

Widzisz, jaki płaszcz biały na moim ramieniu, hę? Widzisz? A brodę widzisz? Każdy przecie Krzyżak jako ten filozof brodę nosi, chociaż go to wcale filozofem nie czyni. Widzisz brodę? A może pałę mam zakonną zakutą w turniejową płytę ze stalowym dziobem w miejsce nosa i pawie pióro wsadzone na czub? Mam czy nie mam? Czy wam tu wszystkim Toruń kojarzy się jeno z Zakonem? Nie ma już inny toruńczyków poza braciszkami? Zważ, żenie pałam ani ja, ani moi toruńscy kamratowie do Zakonu wielką miłością, zatem proszę, nie nazywaj mnie więcej Krzyżakiem![1]

Dzisiaj już chyba żaden torunianin nie zrobi kobiecie takiej awantury z powodu nazwania go „krzyżakiem”. A każdy szanujący się obywatel grodu Kopernika wie, że jego przydomek nie pochodzi odnazwy popularnego pająka, a od założycieli miasta, którzy z pająkiem tym dzielili czarny krzyż na plecach.




[1] Tomasz Szlendak, Leven. Opowieść o toruńskim kupcu, krwawych zbrodniach, śpiewających żabach i czupurnej piekareczce,Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2008, s. 35.

2 komentarze:

  1. Bardzo dużo jest tego tekstu.Nie wiem tak naprawdę kto to czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dokładnie od A do Z przeczytałem ten artykuł.

    OdpowiedzUsuń